Poród przez cesarskie cięcie – wspomnienia ze stołu operacyjnego
Jestem mamą dwójki dzieci. Dzieci urodzonych przez cesarskie cięcie. Pierwsza ciąża nieoczekiwanie zakończyła się cesarskim cięciem, natomiast za drugim razem była to całkowicie świadoma decyzja. Pierwsza ciąża była jedną wielką zagadką. Przeżywałam ją zupełnie inaczej niż drugą ciążę i oczywiście byłam przekonana, że urodzę naturalnie. Cesarskie cięcie było dla mnie ostatecznością. Operacji bałam się panicznie więc nie brałam takiej opcji pod uwagę. Jednak zakończenie mojej ciąży wyglądało zupełnie inaczej niż to sobie wyobrażałam.
W Internecie można znaleźć wiele informacji na temat tego, jak wygląda cesarskie cięcie. Nie wiem, jak inne kobiety, ale ja nie cierpię czytać krwawych opowieści o tym, jak lekarz przecina skalpelem skórę, rozchyla mięśnie brzucha, czy rozrywa macicę. Nie lubię czytać takich rzeczy i uważam, że dla przyszłej mamy są to informacje zupełnie zbędne. Dlatego w moim wpisie wracam wspomnieniami do pierwszej ciąży i pierwszego cesarskiego cięcia. Jeśli chcesz wiedzieć, co się działo przed, w trakcie i po cesarce, jakie uczucia i emocje mi towarzyszyły, to przeczytaj mój wpis.
Dodam tylko, że w tym wpisie opisuję to, jak wyglądał mój pierwszy poród przez cesarskie cięcie. U Ciebie nie musi być tak samo. To są moje prawdziwe, subiektywne przeżycia. Tym bardziej, że drugie cesarskie cięcie i rekonwalescencja po wyglądały zupełnie inaczej. Nie wiem, czy lepiej, czy mniej bolało, ale na pewno byłam bardziej świadoma tego, co mnie czeka i jakich uczuć i emocji mogę się spodziewać. Wpis ten tworzyłam bardzo długo, musiałam cofnąć się w pamięci do tego, co przeżywałam na stole operacyjnym i po narodzinach mojego dziecka. Po to, aby przybliżyć Wam, to jak wygląda cesarskie cięcie oczami pacjentki, przyszłej mamy, a nie lekarza, który nad nią stoi.
Pierwsza ciąża zakończona cesarskim cięciem
Na początku pierwszej ciąży pojawiły się pewne komplikacje. W piątym tygodniu zauważyłam niewielkie brązowe plamienia. Niby nic wielkiego, po prostu brudna bielizna. Zero krwi. Jednak intuicja podpowiadała mi, że dzieje się coś złego. Dlatego ostatecznie zdecydowałam się udać do szpitala i sprawdzić czy moje obawy są uzasadnione. Brązowe plamienia okazały się krwią. Konieczna była hospitalizacja.
Na szczęście nic złego się nie wydarzyło i po kilku dniach zostałam wypisana do domu z receptą na leki. Od tej pory bardzo na siebie uważałam, a kłucia w dole brzucha nie pozwalały mi na nic poza krótkimi spacerami. Do dziś pamiętam, jak wzrokiem ciągle szukałam ławki, która pozwoli mi chwilę odpocząć. Jednak poza pewnymi ograniczeniami, ciąża przebiegała bardzo dobrze.
Dzidziuś w moim brzuch rozwijał się prawidłowo i z wizyty na wizytę był coraz większy. Miesiące mijały, termin porodu zbliżał się wielkimi krokami, aż w końcu przekroczyłam 40 tydzień ciąży. Od tej pory musiałam codziennie kierować się do szpitala na KTG. Tak też było tego dnia, kiedy trafiłam do szpitala z powodu słabych ruchów dziecka. Intuicja kolejny raz mnie nie zawiodła. Czułam, że z moim nienarodzonym jeszcze synkiem dzieje się coś złego. Okazało się, że słusznie bo z kontrolnego KTG zostałam skierowana na oddział. Dzidziuś w moim brzuchu bardzo mało się ruszał i konieczna była ciągła kontrola. Pełna obaw i strachu udałam się na oddział ginekologiczny.
Cesarskie cięcie- przygotowanie i operacja
Kolejne dni mijały nam na badaniach i zamartwianiu się. Stres, który mi towarzyszył był coraz większy, a ja nie miałam pojęcia, co mnie czeka. W dzień kilkakrotnie udawałam się do pokoju, w którym na mój brzuch zakładano dwa pasy z czujnikami. Jeden z nich miał za zadanie mierzyć bicie serca dziecka, a drugi skurcze macicy. Każde badanie trwało co najmniej 30 minut i nie było dla mnie w żaden sposób relaksujące. Wręcz przeciwnie. Cały czas spoglądałam na monitor i zastanawiałam się, czy wszystko jest w porządku. Takie badanie miałam wykonywane nie tylko w dzień, ale byłam również wybudzana w nocy. Przez te kilka dni każdego ranka miałam również badanie ginekologiczne. Trzeciego dnia, podczas kontroli lekarskiej, okazało się, że jest konieczne cesarskie cięcie.
Nagłe cesarskie cięcie
Byłam w szoku, zupełnie się tego nie spodziewałam. Ręce zaczęły mi drżeć, podobnie jak reszta ciała. Nie potrafiłam opanować strachu. Wszystko działo się bardzo szybko. Mój lęk, niedowierzanie i stres były tak ogromne, że nie potrafiłam utrzymać długopisu w ręce. Wiedziałam tylko, że muszę się spakować, wypełnić dokumenty i przejść na oddział położniczy. Tam zaczęto przygotowywać mnie do cesarskiego cięcia. Nie miałam pojęcia jak wygląda cała procedura, a niestety nieuprzejmy personel nie umniejszał mojego przerażenia.
Okropna pani położna bez powodu krzyczała i krytykowała wszystko, co robię. Wiedziałam, że muszę przez to przebrnąć, więc zacisnęłam zęby. Podłączenie kroplówek, ogolenie krocza, założenie cewnika- wszystko działo się w mało przyjemnej atmosferze. Pani pielęgniarka, która przygotowywała mnie do operacji zdecydowanie nie powinna mieć kontaktu z kobietami w ciąży, szczególnie w tak trudnej sytuacji, jak nagłe, nieplanowane cesarskie cięcie. Na szczęście była to jedyna osoba, którą źle wspominam i więcej jej nie spotkałam. Na sali operacyjnej czekał na mnie znany mi zespół lekarzy i sympatyczny pan anestezjolog. Widok Pani Doktor prowadzącej moją ciążę dodał mi otuchy i utwierdził w przekonaniu, że wszystko będzie dobrze. Poród przez cesarskie cięcie okazał się rzeczywistością.
Cesarskie cięcie i znieczulenie podpajęczynówkowe
Tak przygotowana do operacji, w niebieskiej szpitalnej koszuli udałam się samodzielnie na salę operacyjną. Usiadłam na twardej leżance, łóżku- nie mam pojęcia, jakie jest na to określenie- i czekałam na rozwój wydarzeń. W tamtym momencie czułam się niezwykle spokojna, cierpliwie czekałam na to, co będą ze mną robić. Drżenie ciała ustąpiło, pojawiła się dziwna obojętność. Oczywiście wszystko do czasu…
Cesarskie cięcie, to operacja dlatego konieczne jest znieczulenie i właśnie owego znieczulenia bałam się najbardziej. Na szczęście strach ma wielkie oczy…
Mrożące krew w żyłach historie, zasłyszane od koleżanek okazały się tym razem zwykła bajką. Nie miałam pojęcia czego mam się spodziewać. Na szczęście byłam o wszystkim informowana na bieżącą i dostawałam wskazówki odnośnie tego, co mam robić. W celu podania znieczulenia podpajęczynówkowego musiałam wygiąć kręgosłup w tak zwany “koci grzbiet”. Pan anestezjolog wbił się igłą w moje plecy i już po kilku minutach poczułam uczucie ciepła, a następnie straciłam czucie od pasa w dół.
Znieczulenie podpajęczynówkowe można podawać w pozycji siedzącej lub w ułożeniu na boku. Ja siedziałam, a dopiero później poproszono mnie o położenie się. Wkłucie igły zupełnie mnie nie bolało, bardziej odczuwałam pewnego rodzaju łaskotanie, coś jak ukąszenie komara. Czułam ukłucie, czułam wyciąganie igły, ale wszystko odbyło się tym razem bardzo sprawnie i szybko. Na szczęście wszystko trwało parę minut i byłam gotowa do operacji.
Cesarskie cięcie CZAS START!
Najmniej przyjemny był z pewnością brak możliwości poruszania nogami, byłam przerażona całą sytuacją. Bałam się, że nawet po skończonej operacji nie będę mogła nimi ruszać! Nie będę kłamać, że nie próbowałam tego robić! Oczywiście, że tak! A myśl o tym, że nie mam czucia w nogach przerażała mnie z minuty na minutę coraz bardziej. Była to dla mnie tak ekstremalna sytuacja, że wszystko inne zeszło na dalszy plan.
Z jednej strony cieszyłam się, że jestem świadoma, że wszystko słyszę, że wiem co się ze mną dzieje. Natomiast z drugiej strony, mój strach był coraz większy, minuty ciągły się w nieskończoność. Gdyby nie to, że taka forma znieczulenia jest bezpieczniejsza dla matki i dziecka, to chętnie poprosiłbym o znieczulenie ogólne.
Świadomość tego, co się dzieje, to nie było dla mnie nic przyjemnego. Jednak znieczulenie podpajęczynówkowe ma jeden wielki plus! Ogromną zaletą jest to, że nie czuć bólu przez następne kilka godzin, a to jest o te kilka bolesnych godzin mniej. Jeżeli mamy szczęście, to znieczulenie może działać około 6 godzin, jednak w tym również mieści się czas trwania operacji, czyli porodu przez cesarskie cięcie. Za pierwszym razem się udało i nic nie czułam przez następne 4 godziny po operacji 🙂
Cesarskie cięcie- narodziny dziecka
Operacja trwała 40 minut. Jednak już po 20 minutach mój synek był na świecie. Wszystko przebiegało bez komplikacji, jedyne co czułam, to wyszarpywanie dziecka z brzucha. Po znieczuleniu podpajęczynówkowym nie czuje się bólu, ale czuje się dotyk. Nie jest to zbyt przyjemne uczucie, ale trwa tylko chwilkę.
Po chwili mój synek był już na świecie, a lekarze z humorem opowiadali mi o tym, jak wygląda. Od razu mogłam przywitać się z moim maluszkiem. Niestety nie mogłam nacieszyć się nim zbyt długo bo został zabrany do ważenia, mierzenia i ubierania. Szybki buziaczek, przytulenie do twarzy i tyle. Czy chciałabym więcej? Nie wiem. Byłam tak zszokowana, że czułam się jak w innej rzeczywistości. Cieszyłam się, że synek jest już cały i zdrowy na świecie i to było najważniejsze. Wiedziałam, że na przytulanie jeszcze przyjdzie czas…
Jak długo trwa cesarskie cięcie?
Cesarskie cięcie trwało dalej, a ja coraz bardziej zmarznięta leżałam na stole operacyjnym. Po wyjęciu noworodka z mojego brzucha zaczęto mnie zszywać, co trwało kolejne 20 minut. Pomimo, że nie czułam bólu, to i tak miałam wrażenie, że jestem cała poturbowana. Jakbym spadła z bardzo wysokich schodów. Po zakończeniu szycia na 1,2,3 zostałam przerzucona na łóżko szpitalne i przewieziono mnie do zimnej, surowej sali pooperacyjnej, gdzie miałam spędzić kolejną godzinę.
Na sali pooperacyjnej odliczałam minuty. Było mi strasznie zimno, całe moje ciało drżało, nie czułam nóg, nie mogłam podnosić głowy, nie miałam siły spoglądać na naszego małego synka… Aparatura co chwilę piszczała, ktoś z personelu sprawdzał czy wszystko jest ok, mierzył mi ciśnienie i temperaturę… Gdybym tylko mogła to uciekła bym z tego miejsca jak najdalej… Miałam chęć błagać o pomoc i prosić o to, aby mnie ktoś odpiął od tego dziwnego aparatu, kroplówek i wypuścił na świeże powietrze.
Czułam się szczęśliwa, ale jednocześnie słaba i zła na cały świat. Od pierwszych dni ciąży wiedziałam, że chcę rodzić naturalnie, dlatego szybka cesarka była dla mnie szokiem. Czułam się, tak jakbym nie podołała zadaniu, jakbym nie wykonała swojej misji. Hormony buzowały, a ciśnienie skakało. Na szczęście nadszedł w końcu moment, w którym przewieziono mnie na oddział położniczy, do sali rodzinnej gdzie byłam tylko ja, mąż i nasz malutki noworodek.
Rekonwalescencja i połóg po cesarskim cięciu
Cesarskie cięcie wbrew wielu opiniom nie jest pozbawione bólu. Wiedziałam oczywiście, że poród musi boleć, ale to jak czułam się po cesarce przekroczyło wszelkie moje wyobrażenia o bólu i cierpieniu. Pierwsze godziny po cesarskim cięciu były dla mnie pełne takich emocji, uczuć i takiego bólu jakiego nigdy wcześniej nie przeżyłam.
Byłam świeżo upieczoną mamą, a czułam się jak niewolnica własnego ciała. Nie mogłam się poruszać, nie mogłam wstawać, nie mogłam wziąć na ręce mojego malutkiego syna. To były piękne chwile, a jednocześnie bardzo gorzkie i pełne niezrozumiałych dla mnie uczuć.
Znieczulenie podpajęczynówkowe ma te wadę, że oprócz braku czucia w nogach, nie można podnosić głowy przez kilka godzin po operacji. W moim przypadku zostałam poproszona, abym nie robiła tego przez następne 5 godzin, czyli łącznie 6 godzin. Co chwilę sprawdzałam czy czucie w nogach powraca i zerkałam na zegarek, aby sprawdzić przez jaki jeszcze czas nie będę mogła swobodnie ruszać głową.
Pierwsze godziny po cesarskim cięciu
Brak możliwości wykonywania ruchów, był dla mnie ciężkim przeżyciem, chciałam wziąć mojego synka na ręce, utulić, ukochać jednak nie byłam w stanie tego zrobić. A kiedy już jakaś miła Pani pielęgniarka podała mi synka do karmienia, to marzyłam tylko o tym, aby móc go poprawić bo ręka bolała mnie niemiłosiernie. Mąż, świeżo upieczony tata nie potrafił mi pomóc. Przekładał synka, próbował przystawić mi go prawidłowo do piersi, jednak było to w tamtym momencie dla nas tak trudne, jak wejście na Mount Everest…
Pragnęłam przytulić synka, nakarmić go, a jednocześnie modliłam się o to, aby ktoś go zabrał i odłożył do łóżeczka. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się poza mną. Nie mogłam nic zrobić, byłam uwięziona we własnym ciele, a do tego znieczulenie przestawało działać i coraz bardziej czułam ogromny ból. Wiedziałam, że chcę karmić piersią, więc leki przeciwbólowe były dla mnie jak zło samo w sobie. Jednak nie miałam wyjścia, musiałam prosić o coś na ten okropny ból całego ciała, a przede wszystkim brzucha.
Godziny mijały, ja coraz bardziej wracałam do rzeczywistości. Odzyskiwałam radość, zaczynałam cieszyć się z tego, że zostałam mamą. Wiem, że kobiety często opisują, że kiedy dostały na ręce noworodka, albo poczuły jego malutkie ciałko na swoich piersiach to cały ból znikał i pojawiała się tylko miłość. W moim przypadku tego nie było. Cieszyłam się, że mam to za sobą, ale czułam się zawiedziona, że nie udało mi się urodzić naturalnie, że nie miałam w sobie tyle siły, aby urodzić drogami rodnymi.
Uczucia i emocje, jakie mi towarzyszyły
Miłość do synka z pewnością się pojawiła, ale była to miłość jeszcze chłodna i racjonalna. Wiedziałam, że to mój wyczekiwany synek, ale jednocześnie czułam się jakbym w brzuchu nadal nosiła dziecko. Do tego bulgotanie wewnątrz brzucha sprawiało wrażenie, jakbym nadal czuła słodkie kopniaki. Być może działo się tak dlatego, że mój synek nie był jeszcze gotowy wydostać się na nasz świat i hormony w moim ciele działały z dużym opóźnieniem. Była to dla mnie trudna sytuacja, trudne uczucia i wielki niepokój. Ale każda kolejna chwila sprawiała, że coraz bardziej czułam się mamą.
Cesarskie cięcie- pionizacja
Czułam okropny głód. Cały czas byłam podłączona do kroplówek i cały czas marzyłam, o tym aby coś zjeść. Dopiero po 12 godzinach mogłam napić się pare łyczków wody. Znieczulenie puściło, środki przeciwbólowe w minimalnym stopniu łagodziły mój ból.
W końcu nadszedł moment, w którym miałam usiąść. Pomimo tego, że wcześniej odliczałam godziny do tego momentu, to kiedy mnie o to poproszoną, czułam się jak dziecko, które stawia pierwsze kroki. Ale udało się. Oczywiście z pomocą Pani Pielęgniarki, która wytłumaczyła w jaki sposób mam to zrobić, aby jak najmniej bolało.
Nad ranem moim kolejnym zadaniem było wstanie z łóżka i powędrowanie do łazienki. Czułam jak mój brzuch rozrywa się na drobne kawałki. Jednak z każdą kolejną próbą było coraz lepiej. Nie czułam już tak silnego bólu, nie musiałam przyjmować żadnych leków. Mogłam brać na ręce synka, nosić go i tulić. Starałam się być silna i samodzielna. Pomimo tego, że nadal bolało próbowałam spacerować po sali i szpitalnym korytarzu. Ruch jest najlepszym sposobem na szybkie wrócenie do formy po cesarskim cięciu, dlatego trzeba jak najwięcej się ruszać.
Powrót do domu po cesarskim cięciu
Każda kolejna godzina w szpitalu była dla mnie coraz bardziej przyjemna, ale mimo tego pragnęłam jak najszybciej wrócić do domu i położyć się z synkiem na wygodnym łóżku. Mój pierwszy poród wypadł pod koniec zimy, w lutym. Pomimo tego, że w szpitalu w dzień było ciepło, to w nocy czuć było ogromny chłód.
Każdy kolejny dzień była łatwiejszy. W szpitalu w sumie spędziłam 6 dni, natomiast po cesarskim cięciu zostałam wypisana po trzeciej dobie. Od tej pory wbrew pozorom musiałam być jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej odporna na ból związany z poruszaniem się bo opieka nad noworodkiem wcale nie jest łatwa. Szczególnie trudne było nocne wstawanie do płaczącego maluszka.
W dzień kiedy nieustannie musiałam się ruszać ból wydawał się mniejszy. Jednak w nocy, każdy obrót, każde wstawanie było dla mnie bardzo trudne. Dodatkowo pragnęłam karmić piersią, co nie było łatwe (Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak wyglądały moje początki karmienia piersią po cesarskim cięciu sprawdź tutaj: https://pedagogwdomu.pl/karmienie-piersia-historia-prawdziwa/)
Wspomnienia po cesarskim cięciu- podsumowanie
Na szczęście ból brzucha z dnia na dzień był łagodniejszy. Po dwóch tygodniach czułam się o wiele lepiej. Połóg w moim przypadku trwał równe 6 tygodni, a po tym czasie można powiedzieć, że zaczęłam funkcjonować całkiem normalnie. Na brzuchu pozostała cienka blizna, którą w tym momencie zastępuje już nowa. I chociaż przez pierwszy rok czasami odczuwałam pewnego rodzaju ciągnięcie w dole brzucha, to dziś już po kolejnym cesarskim cięciu, nie pamiętam bólu i strachu, jaki wtedy mi towarzyszył.
Wiem, że sposób w jaki opisałam cesarskie cięcie może przedstawić ją w złym świetle. Pewnie znajdzie się niejedna mama, która nie zgodzi się z tym, co napisałam i powie, że ona po cesarce biegała radośnie po całym korytarzu. Jednak uważam, że warto mówić o tym, jakie uczucia towarzyszą przyszłym i świeżo upieczonym mamom. Dzisiaj oba cesarskie cięcia wspominam z łezką w oku, ale łezką radości, a nie lęku i strachu.
Niestety pierwsza cesarka przez wiele tygodni wywoływała we mnie negatywne uczucia, a miejsce w którym mam bliznę, było dla mnie jak obce ciało. Długo jej nie dotykałam, szybko myłam i rzadko oglądałam. Ale tak, ja pisałam na początku- każde cięcie, każdy poród wygląda inaczej. W moim przypadku również tak było. Drugie cesarskie cięcie nie odcisnęło piętna na mojej psychice, było przeżyciem świadomym, wyczekiwanym i w pewnym sensie radosnym. Wspomnienia z drugiego porodu przysłoniły tamte negatywne emocje i zostały tylko te dobre.